niedziela, 24 lipca 2016

Dziennik pokładowy: Plastik



Kościół z plastiku. Brudne, zaniedbane szyby, które kształtem przypominają gorsze siostry średniowiecznych witrażowych okien średniowiecznych katedr. W środku – gołe ściany, pod którymi stoją obrzydliwe figury: Matka Boska, Matka Boska z Dzieciątkiem, Jezus, któremu się ufa.  Gdzieś w najciemniejszym kącie świątyni czarny św. Antonii. Myślę, że mógłby to być abba Antonii Wielki, egipski pustelnik, wtedy kolor skóry byłby właściwy, ale na ramionach czarnoskórego Antoniego siedziało Dzieciątko – wiec to Padewski, a Padewski to ten z Padwy, Padwa jest we Włoszech, a on tam sam pochodził z Portugalii. Myślę, że to jakaś lokalna ciekawostka, ukłon w stronę czarnoskórego społeczeństwa, które tutaj jest dość spore.

Ołtarz obity zielonym tworzywem, też prawdopodobnie z plastiku. Miałam wizję: plastikowego krzyża, z pal sitkowym Jezusem; za ołtarzem plastikowy ksiądz z plastikową hostią odprawia plastikową mszę plastikową; plastikowy kapłan odprawia plastikowe modły z plastikowymi wiernymi’ plastikowe myśli wznoszą się do boga z plastiku; w plastikowym niebie mieszkają plastikowi święci, a w piekle – plastikowy szatan w spędza czas z plastikową samotnością.
Plastik bardzo długo się rozkłada. Jego życie trwa o wiele dłużej niż życie człowieka.
Plastikowy kościół będzie trwał dłużej niż taki z kamienia. Ale – po co?

Potem śpiewaliśmy Barkę.

Potem poszliśmy do restauracji. K. zamówiła gyrosa. I Tymbarka.

Płyniemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz