sobota, 29 kwietnia 2017

Egzegeza

Najbardziej lubię wina półsłodkie. Lubię je, bo są takie jak ja. Są takie jak ja: delikatnie musujące, o świeżym, owocowym bukiecie i przyjemnym, orzeźwiającym smaku.; doskonałe do deserów, owoców i ciast. Wyśmienite jako aperitif. To znaczy – nigdy danie główne. To właśnie ja. Dlatego piję wina półsłodkie same, kiedy sama – jestem sama. Żeby choć raz i ono miało okazję do bycia w centrum zainteresowania. 
Lubię je kupować o osiedlowej Żabce. Zawsze tak się składa, że sprzedaje mi je ten sam facet, który równie dobrze mógłby być moim ojcem. Patrzy się na mnie, kiedy wkładam mu w dłoń to czternaście dziewięćdziesiąt dziewięć (Świetna promocja jest, polecam!), 
z miłosiernym politowaniem. Jest jak ci wszyscy ludzie wokół mnie – lubimy cię, nawet bardzo,
ale trochę nam cię szkoda. Mogłabyś być – głębokim winem wytrawnym, eleganckim, tajemniczym;
zostawiającym lekką goryczkę w ustach, ale zapowiadającym jakąś lękliwą słodycz zbyt dojrzałych
czereśni; smak zapadający w pamięć na długo, długo. Mogłaś być też różowym winem słodkim,
który przypomina o ciepłych porankach i rosie (Takie na przykład Carlo Rossi, dziś po dwadzieścia jeden,
przegięcie!), a w smaku – o pierwszych poziomkach i oranżadzie z proszku, którą wsypywało się prosto
do buzi i było słodko, słodko. Tym mogłaś być K., ale nie jesteś – jesteś pół-słodziakiem. Ogólnie jest
smacznie,
ale to tylko do deserów i ciast. 
Jeżeli przyjąć założenie, że wytrawne to kobieta-demon, a słodkie – naiwna panienka; ty jesteś niedorozwiniętą formą obu; postacią w pół drogi od jednej do drugiej, lub na odwrót; albo bywasz od czasu do czasu jedną albo drugą; albo nie bywasz nimi wcale. Jesteś nikim. Świeży, owocowy bukiet? Przyjemny orzeźwiający smak? Co to w ogóle znaczy? Dla wytrawnego literaturoznawcy brzmi to jak opis zapachu odświeżacza do toalety albo za tanich perfum, które sprzedaje się w sklepie  „wszystko po pięć złotych”. (Co, swoją drogą, jest okrutnym kłamstwem, bo zdarzają się w takich sklepach rzeczy za siódemkę; uważam, że jest to największe łgarstwo, które wymaga dalszych badań, albo nawet powołania komisji sejmowej.) I za to siebie masz – niby wino, a zapach do kibla.
Ale wino obiecuje zapomnienie – każde. Dlatego ostatecznie – mogło być gorzej, prawda? Zawsze mogłabyś być Tatrą – z charakterem, która odbija się miesiącami razem
z kebabem marki Nynek (Polecam ten kebab we Wrocławiu moi drodzy, ul. Kazimierza Wielkiego, przy  
Heliosie to znaczy przy Nowych Horyzontach, znaczy przy Heliosie – wspaniałe kino, w którym kiedyś
można było robić syf, a teraz można robić selfie.). 

Pozdrawiam, ja i Beauvillon Medium Sweet, rocznik: zeszły wtorek.