piątek, 31 sierpnia 2012

tylko ta pewność



I powrót znowu. Bez sensu takie siedzenie. I już nawet nie w swoim pokoju. Mój pokój to ten, w którym znam każdy jego zakamarek, każdy papierek wsadzony za biurko, tak by nikt go nigdy nie odnalazł, to każda wylana kropla na dywan i każdy wały napis na ścianie. Na razie nie mam pokoju – bo nowa wykładzina, nowe tapety, pachnie to wszystko jakimś nieużywaniem, którego tak bardzo nie lubię. Po co mi nieużywanie? Trzeba używać, po to jest. Najgorsze jednak, że został wyrzucony na bruk mój najlepszy przyjaciel Pan Tapczan – towarzysz najpiękniejszych momentów dnia – snów. Był wspaniałym kompanem, niestrudzonym wspomożycielem w trudnych chwilach. I nawet nie miałam okazji się z Nim pożegnać. Tacy właśnie okrutni bywają właśni rodzice – ufasz im, powierzasz im swój dobytek, a oni jeszcze na Ciebie krzyczą, że „twoje książki przekładałam do kartonów 2 godziny! Myślałam, że je wyrzucę na śmietnik!” Tak jak to zrobiłaś z moim tapczanem prawda! Oczywiście to wszystko w formie jakiegoś tam żartu. Ale prawdą jest, że bardzo bałam się powrotu do domu. Nie tylko ze względu na nowe środowisko mojego pokoju, które szybko muszę zmienić na moje naturalne, bo inaczej umrę od wdychania zapachu „Ikea love”, ale też ze względu na to, co się działo gdzieś tam, gdzie byłam sobie, żyłam, oddychałam, etc.
           
Na razie czuję się całkiem dobrze. Aż jestem zdziwiona, że po miesiącu na Galicyjskim Zadupiu tak  łatwo udało mi się zaaklimatyzować w Breslau. Co prawda miło jest znać każdą ulicę, wiedzieć gdzie ma się wysiąść z tramwaju bez liczenia przystanków,  spotykać znajome twarze, rozmawiać z najważniejszymi, chodzić na ulubioną kawę gdzieś, gdzie nikt nie znajdzie mnie z moim skarbem aletylko ta pewność, że i potem nic się nie zmieni wokół nas” zabija powolutku. Bo tam wszystko było spontanicznie, bez pytań, odpowiedzi, zbędnych planów, postanowień, zamysłów, konceptu – po prostu oderwanie od rzeczywistości, oderwanie się jakieś na przekór wszystkiemu, gnanie pod prąd, wbrew falom ludzi którzy ciągle w dół, myśląc w górę.
           
Ale to nic, że to już za mną, prawda? Wszystko, co najważniejsze zostanie gdzieś tam – w pudle, na dnie serca. I każda rozmowa, każde słowo będzie tym najważniejszym. Bo tak jest – kiedy mówimy szczerze każda sylaba spełnia rolę przewodniej, najistotniejszej. I nie można jej w żaden sposób wyciąć, przemodelować, przemalować, zrekonstruować. Ona sama jest i rzeźbiarzem, malarzem i wielkim konstruktorem. Każda z nich dokłada po swojej cegle, swoim spoiwie i rekonstruuje mnie, bym była zdolna jeszcze przez chwilę, przez minutę do życia jakiegoś, nie trwania, oczekując na zawalenie się od środka. Dziękuję wam za to drodzy Wszyscy, których usłyszałam, ujrzałam, którzy uczycie mnie rekonstrukcji.
           
Wracam do teatru, wracam do śpiewu. Trzeba ruszyć ten swój tyłek i wyłączyć komputer. Walka mnie czeka ogromna, ale Ktoś mi pomoże.