sobota, 27 października 2012

„Tak ponurego człowieka i tak pięknego, jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałam”



            Jestem Klaudia. Mam lat 17. Nie wiem, czy mówić mogę, bo podobno „dzieci i ryby głosu nie mają”. Jestem osobą, która chce Cię obronić, Makbecie. Chcę, tak bardzo tego pragnę. Podobno „dla chcącego, nie ma nic trudnego”. Tak mówią ci mądrzy. A ja po raz kolejny, od nowa, od pierwszego twego słowa staram się odgadnąć – kim jesteś? Znamienne, że twoje pierwsze zdanie, jakie wypowiedziałeś ludzkości, to „Tak ponurego dnia i tak pięknego,/ jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem.” I ja to teraz, na samym początku, powiedzieć muszę – tak ponurego i tak pięknego człowieka, jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałam. Tak, Makbecie, możesz uważać mnie za kogoś bardzo dziwnego, może szalonego. Jakże ja? Piękny? Ponury? A ja Ci odpowiem – tak.  Bo jesteś człowiekiem.
            Tak wiele mówi się o Twoich problemach z Lady Makbet. Nie powiem, miałeś ich całkiem sporo. Najpierw to ona była motorem twoich działań; silnikiem, bez którego daleko byś nie ujechał. Jakim małym i słabym wydawałeś mi się wówczas, gdy to ona musiała dokończyć zbrodnię, jaką ty popełniłeś na królu – swoim przyjacielu.
I przemawiała za mną kobieca solidarność – tak, nareszcie wyszło na jaw. To kobieta jest tą silniejszą! To ona musi brać na swoje ramiona wszystkie trudy życia, podejmować ostateczne wybory, mówić „tak” lub „nie”. O, jakim szczęściem napełniło się moje serce, gdy ujrzałam w tej scenie  Lady Makbet  - swoją przewodniczkę duchową – kobietę łamiącą stereotyp „słabej płci”, która znowu okazała się być silniejszą. Ale zaraz potem przypomniało mi się, że ona pierwsza upadła. I te plamy naokoło, jak wyrzuty sumienia. Ten jej obłęd tak do bólu kobiecy – do końca, do zatracenia, do śmierci. Już nie wydaje mi się być silną. Można powiedzieć – to ty triumfujesz. Znowu, znowu, znowu. Mężczyzna.
            Ale ty też miałeś wyrzuty sumienia. „Ciągle mi brzmiał w uszach\ ten głos „Nie zaśniesz, nie zaśniesz już więcej.” mówiłeś. Wcale Ci się nie dziwię, Makbecie, któż by spać mógł po takiej zbrodni. Zabiłeś swoich dwóch najbliższych przyjaciół. Dlaczego? Bo jedno zło zawsze ciągnie za sobą kolejne. Nikt nie umie tej lawiny zatrzymać. Nie oceniam Cię, bo nie jesteś jedyny. W czym jesteś gorszy od Edypa , Balladyny, Ewy Pobratymskiej z „Dziejów Grzechu”?  W niczym. Oni też popełnili błędy. I to te błędy najgorsze, nieodwracalne, śmiertelne. Tak jak ty nie zasnęli już więcej. Ścigał ich całe życie głos sumienia. Goniły ich chwilę, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Tak jak Ciebie goniło widmo Banka – symbol twojej duszy, który stać się miał „twoim pomnikiem”. Jak cierpieć musiałeś, nie mogąc zatrzymać siebie samego. Byłeś jak małe, wystraszone zwierzę, które porywa jakiś wiatr szalony. Musiałeś się bronić, chociaż tak naprawdę miałeś ochotę krzyczeć i płakać ze strachu. Jakże w tym wszystkim przypominasz mnie, zwykłego, szarego człowieka, który czasami zdumiony sam sobą, dla swojej chęci, przyjemności – potrafi zrobić wiele strasznych rzeczy.
            Mikołaj Gogol  (pisał komedie, o ironio!) powiedział, że „w każdym człowieku kryje się jakaś słabość.” Twoją była chęć władzy. Wzbraniałeś się przed swoją słabością surowo. Gdy trzy wiedźmy przepowiadają Ci przyszłość – nie wierzysz. A jednak prosisz o więcej. Wcale się nie dziwię. Czemu miałabyś to robić? Przecież sama taka jestem – gdyby ktoś powiedział mi o tym, że moje najskrytsze marzenie, ale takie naprawdę prawdziwe marzenie; to takie, które nosi się na dnie serca, tam gdzie dostęp masz tylko i wyłącznie ty; takie, którego boisz się i starasz się je zdławić w sobie – zrobiłabym wszystko, aby spełniło się. Każdy z nas by tak zrobił, jestem o tym przekonana. I dlatego, takie jest moje zdanie, ludzie postrzegają cię jako postać negatywną. Bo jesteś dla nich bardzo okrutnym zwierciadłem. My wszyscy, którzy czytamy twoją historię – śmiejemy się z Ciebie, zapewniamy o tym, że my nigdy byśmy tak nie postąpili, nagle stajemy się święci w swoich oczach– wypieramy z umysłu swoje Trzy Czarownice. A na Ciebie krzyczymy – bo w głębi duszy, tak mimo wszystko – zazdrościmy Ci.
            Nie, nie mówię, że to co zrobiłeś jest dobre. Zabójstwo jest zawsze złe. Zdrada przyjaciół jest zawsze zła. Zapominanie o żonie jest zawsze złe. Przepraszam Cię, mój drogi, za powtórzenia. Chcę tylko podkreślić, że to wszystko jest złe! Ale… To „ale” zawsze się wkradnie tam, gdzie nie powinno. Bo naprawdę wszystko, co zrobiłeś JEST ZŁE. Tylko że i ja, i większość, co czyta Twoją historię zapomina, że jesteś tylko krzywym zwierciadłem, parabolą, swojego rodzaju metaforą dla nas. Musisz taki być. Metoda szokowa była dobra za czasów Szekspira jak i dzisiaj. Tylko trzeba ten „szok” odszukać. Ja go znalazłam. Bo dramat „Makbet” nie jest o Tobie. On jest o mnie. W pewien bardzo zawiły, skomplikowany i trochę szalony sposób – jest o moim życiu. Ile razy to mnie „podpuszczano” do złego; ile razy to ja zapominałam o moim „motorze napędowym”; ile razy wplątywałam się w jakieś dziwne sprawy, oszustwa, kłamstewka byle dostać to, czego JA chciałam! Przykro mi to stwierdzać, ale jestem Tobą – Makbecie. I też na końcu umrę. Może nie tak dramatycznie, teatralnie jak Ty.
Zbigniew Herbert powiedział to głosem Fortynbrasa: „To co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragedii.” A jednak odnajduję siebie w Tobie, nie boję się tego przyznać.
            Nie pozwolę Cię skrzywdzić, Makbecie, obiecuję Ci. Chociaż na scenie umierasz za każdym razem, ja dam Ci mieszkanie we mnie. Postaram się trochę naprawić Twoje, a tym samym moje błędy. Zrobię jakiś rachunek sumienia. Może znowu zasnę. Będę żyć dalej ze swoim bagażem win, który ma każdy. I będę zasypiać w rytm twoich słów: „Niech potępiony będzie, kto się znuży/ i pierwszy krzyknie: "Stój! Nie mogę dłużej! " – ja mogę, Makbecie, mimo tego, że czasami tak bardzo chciałabym się poddać. Ze względu na Twoją jak i na moją historię nie zrobię tego. Obiecuję. 

odgrzewam, bo aktualne