poniedziałek, 21 listopada 2016

Lapidaria włoskie [1]

Dwa labirynty to może być (jak często jest!) podwójna wzajemna zagłada, ale dwa labirynty to może też być (jak rzadko jest!) – coś fantastycznego! Oboje mieszkańcy – wzajemną dla siebie słynną nitką Ariadny. Bez której, co namacalne – to ślepa ściana, co krok – to szloch. I rozpacz. To na pewno zależy w wielkiej mierze od (i wielkiej wierze) od obojga labiryntczyków, żeby ich labirynty przepięknie ze sobą się splotły w jeden, też labirynt, ale miłosny, ale wspólny, ale bliźni. A z bliźnim się można – zabliźnić. I kiedy się widzi coś takiego, no – to jest potęga.
Edward Stachura

            Werona, 19.11.2016
            Dziewiętnasty dzień października roku pańskiego (?) dwa tysiące szesnastego. Stan faktyczny: Wielka Brytania – Brexit; Stany Zjednoczone – prezydent-elekt Donald Trump; Bliski Wschód (wciąż za daleki) – ludzie giną, ludzie giną, ludzie giną. Snap. Polska – nie umiem słów. Tak przedstawiają się w fakty w rzeczywistości – bez – faktów.
            Najprawdziwszą rzeczy-wistością wydaje mi się ta Werona, w której mam szczęście – być. Przyleciałyśmy z M. wczoraj około 14. Czekałyśmy na autobus mniej więcej dwie godziny. Medytacja tłumu. Zimno. Papierosy. Kawa. Werona – cieplej i ciemniej. Szerokie chodniki. Antyczna Arena, Teatro Romano, średniowieczne mury, zamek obronny, renesansowe kamienice i kamienie – wyłożone nimi ulice. Zaraz obok, na otwartym placu, zamykający przestrzeń, wielki, neoklasycystyczny budynek z ogromną kolumnadą – wyrośnięte kolosy jak bogowie pilnują miasta. Na środku jednego z placów romantyczny (data) pomnik Dantego (pisał w Weronie „Raj” - - - jest tylko Beatrycze i właśnie jej nie ma) – tego, który ma (?) łączyć naród włoski. Dante. Dante. Dante. Ale on łączy chyba nasz europejski świat? Łączył. – W pieśni – w Raju – w Piekle. Tak chyba połączony jest świat – światłem i ciemnością. Prowadzeni jesteśmy – swoimi Wergiliuszami i swoimi Beatrycze. O, jaka to musi być Tęsknota, żeby za nimi – w oko wieczności – w Zamknięcie i w Otwarcie nowe i stare. Dante na pomniku – sam. A sam on nie był przecież zupełnie.
            Pod jego stopami – tłum. Jarmark bożonarodzeniowy. A przecież ni się na nim nie święci. A przecież „Boska Komedia” zaczyna się w okresie Wielkanocy – w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Skąd to „boże narodzenie” wokół Ciebie, Dante?
            Kawa jak życie. Kawa słodka. Kawa kwaśna. Papieros. Papieros jak życie. Papieros słodki. Papieros kwaśny. Tak musi być.





            Popatrz, K., jakie jesteśmy. Jesteśmy – jako epitet. Jako określenie stanu. K., popatrz, jesteś. Bo to nie zawsze się jest. A Jest – jest wystarczające zupełnie przecież. Nie musi być żadne inne – dookreślone. Jak się je opatrzy przymiotnikiem – to on zawsze ma w sobie swoją przeciwność, to znaczy: zawsze, kiedy piszesz „Jestem szczęśliwa”, to piszesz też trochę „Jestem smutna”. Bo to nie istnieje bez siebie. Światło – ciemność. Raj – Piekło. Dlatego, K., od dziś będzie Ci wystarczyć tylko: Jestem. Otóż to, Jestem. Kawa jak życie. Kawa i papieros. Skracanie i przedłużanie.





            Mówiłam już M. – oni (Włosi?) nie mają tego, co my (Polacy?). Nie znają pojęcia wyrwy. W Polsce – wszystko powyrywane, poszarpane – ogólny brak ciągłości. Dlatego tak wtulamy się w te nasze marmurowe, renesansowe, wawelskie grobowce Zygmuntów – splunięte przez pamięć Bony o Włoszech. W Weronie – grobowce przy ulicy – bogatych ludzi (czy ostatecznie król był kimś innym?) –piękniejsze, większe, renesansowo-średniowieczne (tak, w tej kolejności – bo w nich chodzi o okazanie wielkości, a tylko przez niezamierzony przypadek – stają się one wyrazem maksymy memento mori – grób – grobowiec – przy ulicy.) Patrz – miałem odwagę umrzeć tak samo, jak miałem odwagę żyć – patrz – to jest to samo, bo dalej tylko: Jestem.
            Nikt tym Włochom nic nie zabrał, nie wyrwał, nie zniszczył. Zwarta zabudowa – M, czy te kamienie kładli antyczni obywatele miasta? – To całkiem możliwe, K., to całkiem możliwe. A u nas Wawel – jak cud. Ale to dobrze. Jest. Nic więcej mi nie trzeba. I tutaj też – nic więcej nie trzeba – być. W - jest – ować się w to Istnienie. (To by lepiej brzmiało po niemiecku, wiem.). W-Jest-estwo. Esse. Nic więcej, nic, nic. To już jest – dużo. To już jest zbyt wiele. Bo skoro Jest (Się) to od razy nie-Jest-(Się) – to już jest Wszystko.

Werona/Wenecja 20.11.2016

            Napiszę, napisze – jak tylko wyplącze się z tego Labiryntu...