czwartek, 5 marca 2015

Szkice z Muzeum

Jest w tym coś irracjonalnego. Wizyta w muzeum. Oglądanie obrazów. Obcowanie ze światem, którego istnieje już tylko jako reakcja chemiczna farby, wody i płótna. A jednak – w zbiorowej świadomości odbiorców – istnieje rzeczywiście.

Stoję przed „Kankanem w Paryżu” W. Weissa z roku 1900. Sto piętnaście lat temu Wojtek pojechał do Francji na poszukiwanie utraconych kolorów, kształtów, kompozycji. I zamknął w obraz jeden, paryski wieczór. Zatrzymał drżenie wykoślawionych nieludzko nóg, przemienił poruszające się w oddali światło w stałość ostateczną i niezmienną. Jakim paradoksem jest malarstwo. Jak męczy się kobieta na pierwszym planie. Zgięta noga od pół wieku czeka nad odpowiedni takt muzyki. Gdyby nie więzienie ram i cisza muzealnych korytarzy – jej noga już dawno powędrowałaby wysoko ponad głowę, uwolniona błogosławionym ruchem. Mężczyzna na drugim planie wygląda jak Śmierć. Elegancki, stateczny, obserwujący – nie ma twarzy. Na jej miejscu Weiss pozostawił smugę ciemnej farby. Tak widział. I ja tak widzę. I ten mężczyzna to widzi. Wszystko w cudzysłowie starej, pozłacanej ramy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„Kuszenie św. Antoniego” od nowa, od nowa, od nowa. Wygina się tancerka w pozie jego duszy. Przypełza kobieta, jak wąż z owocem. Ona jest w ciąży kazirodczej z sumieniem Antoniego. Tancerka w czerwonej sukience uśmiecha się, chwyta szponami ledwie powietrze. Ciało jasnowłose wyskakuję z krzewu. To Drzewo Poznania czy Drzewo Życia? Oto kładę przed tobą Życie i Poznanie. Śmierć jako Poznanie ostateczne – Poznanie wszystkiego, wyeliminowanie Tajemnicy. Antoni – wyrzeknij się – a pokażę Ci, jak Wszystko staje się Tajemnicą od nowa! Patrz! Nogi kobiety zamieniały się w gadzi odwłok. Jak? Tajemnica. Ciało czeka pocałunku tancerki. Czas stanął.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Antoni przykłada rękę do ust powoli tracąc czas. Rozmyśla. Delikatnie zarysowane łzy spływają z jego twarzy smugą farby. Niebo niebieskie, choć z lewej od-dali idą purpurowe chmury przyszłości. Czekamy. W poczekalni zwanej Piekło.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolor. Kolor. Kolor. Oddychanie Kolorem. Patrzenie Kolorem. Mówienie Kolorem. Dotykanie Kolorem. Myślenie Kolorem. Żółty. Zielony. Niebieski. Czerwień! Oczy zmęczone. Ze zmęczenia rodzi się Dziki Kwiat – Percepcja. W tle Saturn wschodzi, bóg Czasu. Pierścieniem okrąża sklepienie. Powoli. Kronos wynurza się z Tartaru. On nikogo nie zjadł. On nic nie wie o naszych Kolorach.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Sunęłam po Muzeum jak zjawa (zjawiskowo?).  Słyszałam kroki innych zjaw, ich rozmowy: - Mnie to specjalnie nie zachwyca. –Popatrz, jakie to piękne. – Nie da się zrobić Czystej Formy. -  I tak mi się niedobrze zrobiło od bycia z nimi, więc usiadłam. Kantor zaśmiał mi się w twarz  Stańczykiem, Weiss ukrył mi jego spojrzenie w dłoniach. Dojrzałość to umiejętność siedzenia w ruchomym świecie nieważności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz