Kraków, 26.03.2015
Drogi
–
byłam dziś pierwszy raz na sympozjum
naukowym. Jestem wykończona. Na moje zmęczenie składa się wiele czynników.
Przede wszystkim – niedospanie. Siedziałam wczoraj dość długo w noc czytając
biografię barokowego poety z myślą o piątkowych zajęciach, kiedy napisał M. i
przypomniał mi o tym, że Głos Pana zaczyna się jutro około godziny ósmej. Była
pierwsza w nocy. W pamięci obliczyłam – muszę wstać za dokładnie pięć godzin.
Niewiele, biorąc pod uwagę, jak bardzo ze snem jestem na minusie. Ale udało mi
się zebrać i dojechać na ulicę Westerplatte, by oddać się przyjemności
słuchania około utopijnych referatów.
Ale mam dziwne wrażenie, że
zmęczenie przyszło od tych gadających głów, które nie chcą do tej pory przestać
odtwarzać się w mojej głowie. Zastanawiam się, jak mogę się ich teraz z niej
pozbyć. Przydałby się kieliszek wódki. Pamiętaj, że obiecałeś mi go, jak tylko
przyjedziesz! Ale nie ma wódki i nie ma nikogo, z kim mogłabym się jej napić
teraz. A noc zaprasza do wódki. Jest ciepła i niepewna. Końcowo-kwietniowa.
Powietrze lekko wilgotne.
Dziś, kiedy wracałam do domu,
zapachniało Bzem. We Wrocławiu, koło mojego domu, jest bardzo dużo bzu. Przede wszystkim
rosną one koło przystanku tramwajowego, więc każde moje wyjście w wieczorne
majowe miasto było naznaczone zapachem rozbrzmiałych, wilgotnych bzów. To chyba
moje ulubione kwiaty. Bujne i niezwykle śmiertelne. Intensywne, ale łagodne w
kolorze. Myślę, że byłabym bzem. Szalonym, zielonym.
Ostatnio lękam się trochę mniej. Tak
jakby słońce, które ostatnio świeci bardziej uparcie niż zwykle, chciało wziąć
mnie w swoje ramiona. Ale niepokój zostaje- gdyby tak raz jeden zabłysnąć i
spłonąć? Myślisz, że to jest możliwe?
To są słowa o Niczym. Dawno nie rozmawialiśmy
o Niczym. Chyba już nie ma o Czym.
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz