wtorek, 23 września 2014

Idź, ofiara spełniona

Teraz juz nie umrę. Postanowiłam to wczorajszego ranka, kiedy obudził mnie ból, przez który jęczałam jak poranione dzikie zwierzę. Nie mogłam się ruszyć. Pulsowała mi krew w żyłach, jak morze wzburzone i niebezpieczne. Nie mogłam wstać. Sparaliżowana bólem i strachem - bo myślałam, ze Ktoś jest w domu na dole.

Czy to czyjeś kroki słyszę, czy ktoś zapalił światło, czy ktoś spuścił wodę w toalecie. Przecież nikogo tu nie ma, tyłka ja i Ty - mój bol, który mówi za głośno.
Skurcz mięśni brzucha. Czy wyjdę jeszcze kiedyś z tego łóżka? Skurcz mięśni łydek. Czy zejdę jeszcze kiedyś po ciemnych schodach? Skurcz mięśni dłoni. Czy zapale jeszcze kiedyś światło w kuchni? - A może zostanę tak - w zimnym łóżku, sama, skurczona w małość i nicość. I nikt mnie nie będzie głaskał po udzie, mamo?

Więc modle się.  - Boże, jeżeli to jest Śmierć to, co tak w sercu wali - to zabierz to ode mnie. Obiecuje - zacznę żyć i nigdy juz nie pomyślę o wysokich dachach wrocławskich blokowisk, nie będę stała w oknie i patrzyła w ciemności ósmego piętra z papierosem w dłoni. -

I podniosłam się - lekka i czysta. Usiadłam na krawędzi łóżka. Podniosłam się na nogi. Zeszłam na dół. Zapaliłam światło w kuchni. I niemożliwe się wydarzyło. Zapaliłam papierosa

- a świt był szary i chłodny. Poczułam gęsią skórkę na rękach i nogach. I drżenie z zimna na wyschniętych wargach. Papieros wypadł mi z ust. Podniosłam go i spokojnie dokończyłam.
Wróciłam do zimnego łóżka i spokojnie zasnęłam na srebrenej od łez poduszce - jak na cieplej piersi kochanka.


Idź, ofiara spełniona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz