niedziela, 20 października 2013

do N.

Wrocław 19.10.2013

Droga N.

Tuż obok wrocławskiego dworca autobusowego stoi duży budynek z czerwonej cegły, który pamięta jeszcze niemieckie krzyki rozpaczy, jęki bólu i szepty odchodzenia w nieznane. Jego ściany dotykali żołnierze, którzy patrzyli przed siebie, widząc tylko morze i ciemność. Tyle dłoni dotykało murów starego budynku - on nimi oddychał, żywił się ich historia - opowieścią o narodzinach i umieraniu. Jeżeli ktokolwiek twierdzi, ze budynki nie żyją - są w błędzie. One żyją wampirycznie - posilają się tym życiem, które jest w nich.

Ten konkretny budynek szpitala był szczególny. Urodziłam się w nim. Nie były to narodziny proste - w ogóle miało mnie tu nie być. Wszystko, co związane było z moim przyjściem na świat - poszło nie tak, jak powinno. Chyba z wrodzonego lenistwa nie odwróciłam się do świata głową - potrzebne było cesarskie ciecie. Późniejsze komplikacje - nieprecyzyjne ciecia, zbyt pewny siebie lekarz, depresja mojej mamy, moja cielesna i duchowa samotność noworodka - wszystko to zostało w tym budynku.

Jak jakaś mitologiczna opowieść o przeznaczeniu - wszystko miało swój sens - moje narodziny, pokonanie śmierci, oddychanie w inkubatorze, dworzec autobusowy - jak zapowiedź podróży upośledzonego Odysa, na którego nie czeka żadna Itaka, żadna Penelopa.

Kraków, 10.10.2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz