Więc zaczął się czas powrotów –
To wraca, Miły – znowu zaczynam słyszeć głosy, które skryły się, zapomniane, w
tym miejscu ciemnym i zimnym, do którego od tak dawna nie dochodzi światło –
znowu zaczynam się bać – i wraca po woli bezsenność – na razie to tylko brak
spokojnego oddechu przed snem – ale boję się, tak bardzo się boję – czasami znowu
To przychodzi i zabiera mi Ciszę, którą tak długo udawało mi się w sobie
zachować – znowu piszę bardzo długie zdania, jakby w strachu przed tym, że mogę
o czymś zapomnieć, o czymś nie pamiętać, o czymś bardzo ważnym,
najistotniejszym – więc w szale zapisuję kartka po kartce, papier po papierze –
i niszczę je, gniotę – wyrzucam – bo wiem, że cokolwiek nie napiszę – to zawsze
będzie tak obrzydliwie, okropnie, zgniłe brzydkie i zbyt małe i proste – to będzie
tak moje – przeraża mnie to, że się wstydzę siebie, bo wiem, że to nie jest To –
jeszcze się bronie. Nie potrafię żyć ze świadomością swojej niedoskonałości.
A Ciebie dalej nie ma, Miły.
Słońce zaszło, a ja dalej nie zdołałam napisać ani jednego prawdziwego słowa.
Słońce zaszło, a ja dalej nie zdołałam napisać ani jednego prawdziwego słowa.
Jestem
pewna, że znów szaleję: Czuję, że nie damy rady przejść przez te kolejne trudne
chwile. I że tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy i nie mogę się
skoncentrować. Więc robię to co uważam za najlepsze. Dałeś mi radość największą
z możliwych… Miły.
V.W
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz