sobota, 22 czerwca 2013

Księżyc

Do M.

Droga –

Istnieją we mnie takie miejsca – takie naprawdę ciemne, pozbawione światła – tam jest tylko księżyc. On świecie tym światłem odbitym, a przez to jeszcze prawdziwszym. Widać w nim lepiej, mocniej, intensywniej. Kiedy jest pełnia, nigdy nie mogę zasnąć – patrzę na księżyc, który przechodzi przez szczelnie zasłonięte firanki mojego okna i mieszka ze mną, leży obok mnie, śpi przy mnie, oddycha moim życiem. To są noce straszne, pozbawione zbawienia. Te noce są Błogosławieństwem, którego tylko księżyc może mi udzielić. Kiedyś marzyłam o tym, aby na takim księżycu zamieszkać – wydawał mi się Tym Miejscem, z którego nie chciałabym nigdy wracać. Bo On podobny jest do mnie – nie świeci własnym światłem – on przyjmuje cierpienie innych – udaje odrębność, podczas gdy jest zupełnie bezbronny, pozbawiony siebie. Najbardziej lubię na niego patrzeć w dzień – kiedy jego biel jest bielą zimy, bielą snu, bielą od której zaczyna się każda barwa. Wtedy to On jest początkiem, a dzień tylko pretekstem do kolejnej walki, która z góry skazana jest na przegraną.

Księżyc jest tworem ciemności, w której czuję się najbezpieczniej. W ciemności księżyc jest Tym Miejscem, w którym skupia się wszystko i nie ma nic. Jestem przerażona jego – moją samotnością. Jego niedoskonałości – podkreślone światłem – są zapisem jego Istnienia – we mnie. Niesamowite jest to, że Baudelaire i Rimbaud patrzyli na ten sam księżyc – tworzyli wokół niego własną sferę sacrum, do której nie miałabym odwagi wejść. To było Ich – ja tworzę swoją, własną, o której nie mówię nikomu.

Wchodzisz w nią po Cichu.

I choć wiem, że te Słowa wydają się zbyt duże, to są one dla Ciebie – są mną. Przyjmij je i zrób z nimi, co zechcesz. Nie będę Cię sprawdzać – udam po prostu, że te Słowa nie istniały – zabiję kawałek siebie. 
Co to dla mnie za problem?


K. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz