sobota, 11 maja 2013

nikt nic nie mówił



"(...) mówię, że nic jest w nas"
T. Różewicz


Padało. Nikt nic nie mówił. Ruch samochodowy odbywał się bez większych zakłóceń. Nie słychać było sygnałów nadjeżdżających ambulansów, radiowozów, wozów strażackich – nie zbliżała się żadna apokalipsa. 
Dwie panie rozmawiały wyjątkowo ożywionymi głosami o podwyżce cen wywozu śmieci z ich osiedla. Więc może jednak apokalipsa nie była aż tak daleko, jak wszyscy sądziliśmy, patrząc tylko na własne podwórko – nasze czeluście pod zlewozmywakami, w których było jeszcze wystarczająco dużo miejsca, by poupychać jeszcze trochę brudów, odpadów, rzeczy niechcianych. Patrzymy na to bez tego niepokojącego ucisku w dole brzucha - jakby ta czeluść nie miała końca, jakby była ciągle rozszerzającym się wszechświatem, który jest zdolny przyjąć każdą ilość naszych śmieci, których akurat nie mamy ochoty wynieść  do kontenera, który pewnie stoi za blokiem. 
Dwa psy biegały po mokrej trawie, i jak małe dzieci opowiadały sobie o jakiś nieludzkich historiach. Żaden z nich nie zaszczekał. Kwiaty kasztanów krzyczały o nowym życiu, które niedługo miało spać na ziemię – spełnić swoje przeznaczenie i zostać zapomniane. Tylko czasami, wkładając płaszcz na kolejną jesień, można włożyć pierwszy raz po długiej przerwie rękę do kieszeni i odkrywać w niej zapomniane skarby nieznanych światów – żołędzi, kasztanów, klonów. Nie działo się nic, co mogłoby wytrącić świat z równowagi, którą poczciwa ludzkość zdobywała przez tysiąclecia.
A ona skoczyła. Świat na chwilę przestał się obracać. Załamały się prawa fizyki. Nikt nie zauważył, że kolejne życie roztrzaskało się o rzeczywistość. Tylko psy stanęły by posłuchać kolejnej historii o niedorobionym Ikarze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz