środa, 22 maja 2013

ludzie tutaj umierają



Okazało się, że nic jej nie było. To tylko wiatr tak szumiał za oknem. Masz jeszcze przed sobą dużo czasu, bardzo dużo czasu moja droga, tak dużo czasu, nieograniczoną ilość czasu, nieskończoność czasu, w ułamku sekundy zamyka się życie – nie w ułamku godziny – nikt Ci tak nie powie. Nie wiedzieli tylko, że ona już od dawana była martwa – po prostu po raz kolejny przeżywała własną śmierć w nadziei, że może tym razem to będzie ta śmierć prawdziwa, ta śmierć na zawsze, ta śmierć, która oznacza nowe życie, w której zawarta jest taka odległa i niepewna obietnica zmartwychwstania. Ta śmierć – która nigdy się nie zaczyna i nigdy się nie kończy – bo nie jest ani moja, ani Twoja, ani niczyja. Jest udziałem wszystkiego, na co patrzę – widoku za oknem, które przedstawia ciągle to samo Nic, łóżko szpitale z pachnącą Niczym pościelą, ten okrutny ton świateł na korytarzu, który nie pozwala zasnąć, bo zawsze pada konkretnie na twarz – jakby zadawało pytania na przesłuchaniu – śpisz, czy nie, a jak nie, to dlaczego nie, jeżeli dlatego, to dlaczego właśnie o tym myślisz, jeżeli o tym myślisz, to dlaczego nie o czymś innym, czy ktoś ci to powiedział, a może ktoś Ci coś zrobił, a może nie zrobił i dlatego nie możesz spać i noc wydaje ci się dniem niepodobnym do żadnego innego dnia, bo jest cisza ogromnie ciemna i ty w niej i ten pan, który ledwo już śpi w sali naprzeciwko twojej. Dziś go nie było i przestraszyłaś się – przecież mówili ci, że ludzie tutaj umierają – więc może nie jestem człowiekiem, na którego wyglądam. Może noszę w sobie mojego własnego trupa, który śmierdzi niemiłosiernie, a który nie może się ze mnie wydostać – gdyby się wydostał to wszystkim nam byłoby zdecydowanie raźniej i mi i Tobie i im i panu z tamtego pokoju, który już nawet sam nie oddycha – bo wiedziałby, że nie jest sam – że jego trup nie jest osamotnionym bytem w historii świata – chociaż właściwie to jest – ale złudzenia czasami potrzebne są, by łatwiej było się rozstawać. O ile łatwiej żegnać się z kłamstwem niż z prawdą.


Oni oddychali tak lekko, pozbawieni ciał – wydawało im się, że unoszą swoje martwe pancerze gdzieś wyżej niż dotychczas. Ich sen nie był ucieczką – był powrotem – pierwotną namiastką tego, do czego dążyli. Nie bali się już swoich koszmarów, ponieważ potrafili je sobie już racjonalne wyjaśnić. Nie musisz bać się czegoś lub kogoś, co zdążyłeś oswoić – zrozumieć. Ich krew nie płynęła już tak szybko – ich żyły wyglądały trochę jakby przez ich ciała przechodziło każdego dnia pewnego rodzaju mini tornado połączone z dość silnym gradobiciem – wyjaśniałoby to te wszystkie siniaki na ich rękach, nogach, plecach, brzuchach, twarzach. Ich postaci wyglądałby jakby od dawna toczyli regularną walkę – z chorobą, czasem, sobą, rodzinami, Bogiem, nicością – z kim? Na to pytanie żaden z nich nie znał odpowiedzi. Każdy z nich wiedział, że walczyć musi – ostatnia próba samoobrony przed rzeczywistością – niesamowity popis ludzkich umiejętności stawiania czoła prawdziwemu światu, który staje w kontrze do światów naszych własnych. Oni ciągle kaszlą – jakby krzyczą: jeszcze żyje, jeszcze nie umarłem, jeszcze oddycham, jeszcze możesz wyczuć tętno mojego bijącego z taką mocą serca, które przecież czuje jak nigdy wcześniej. Bo jakby wolniej, jakby bardziej dokładnie, bardziej idealnie, konkretnie, powoli, nie liczy się ilość uderzeń, ale ich jakość – prawda?


Czy coś Panią boli? Nie. Czy coś Pani dolega? Nie. Czy czuje się Pani dobrze? Tak. Czy jest Pani gotowa? Nie. Musi być Pani gotowa na wszystko. Tak. Czy… Czy ja umrę? Dlaczego milczycie. Dlaczego nie patrzycie na mnie tylko poza mnie. Jeszcze się to nie skończyło. Przecież mam prawo do godnej i ludzkiej … śmierci. Czy to jest oksymoron? Ludzka śmierć? A zwierzęta jaką mają śmierć? Zwierzęcą? I czym ta zwierzęca różni się od ludzkiej? Tym, że jest bardziej samotna, bardziej cicha, bardziej tajemnicza, niezbadana, mistyczna. Ludzka śmierć też kiedy taka była – ale żeśmy pozapominali, że śmierć nie musi być koniecznie końcem, ale początkiem, a zapewne jednym i drugim na raz, w tym samym czasie, jedno podczas drugiego. Chcę umrzeć jak zwierzę – nigdy nie przestać istnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz