Nie chcę sobie niczego wyobrażać. Nie chcę o niczym
myśleć.
Wczoraj, kiedy szłam wieczorem przy
zgaszonym mieście zauważyłam, że niebezpieczeństwo moje objawia się w tym, że
zbyt często przyjmuję za swoje stany emocjonalne bohatera książki, którą akurat
czytam. Czyli przez chwilę jakieś nikłe nie jestem sobą, a Tym Kimś, z
którym łączy mnie jedynie kilka słów wypisanych przez jakiegoś
alkoholika\narkomana\szaleńca. I od niego oddziela mnie tylko papier.
Także szłam wczoraj po śniegu i
zadawałam sobie dziwne pytania : Czy jestem Napoleonem? Czy czeka na mnie gdzieś zbrodnia? Jaka będzie kara? Czy już jej nie popełniłam? Czy już jej nie doświadczam?
I wtedy sobie przypomniałam, że w
środę jest sprawdzian z matematyki, i że muszę się na niego nauczyć, i że
kartkówka z włoskiego i utlenić muszę coś tam... POWIETRZA, POWIETRZA,
POWIETRZA.
Zniknęły pytania i stałam się znowu
sobą - znowu się urywałam w ciemności, patrzyłam na swoje dłonie obrzydliwe z zimna, nasłuchiwałam, czy przypadkiem
nikt nie idzie za mną.
Ale to wróci. To zawsze wraca. To
jest księżycem w pełni co świeci mi w oczy, kiedy próbuje zasnąć; to może być
chwilą, kiedy wychodzę z domu i zamarzam; to było siedzeniem pod dębem dziesięć
lat temu i to jest odrywaniem palców od kartki, kiedy już nie ma końca, ani
początku, ani tym bardziej rozwinięcia. To jest strachem.
To wróci zanim zdążę powiedzieć "To ja zabiłem.".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz