poniedziałek, 29 maja 2017

Rozdwojona jaźń niedoczekanego wiersza

Nie umiem pisać. Nie umiem pisać od miesiąca; może od wczoraj; może to się zaczęło godzinę temu; może to od słońca; a może wszystko już napisałaś, albo nigdy nie dobrego nie napisałaś; może jeszcze nic nie napisałaś i wszystko przed tobą; może tak być, ale może też nie być; chciałaś to wykasować, bo za bardzo hamletyczne? Widzisz, ja cię znam; ja się bardzo dobrze znam. Kim jesteś? Niebo to jest tylko nieskończony ciąg metafor. 

Cisza bezchmurnego nieba cisza czwartej nad ranem cisza niedokończonej rozmowy cisza pokornej nadziei cisza śpiącego niemowlęcia cisza stygnącego ciała cisza nieskończonego kosmosu cisza upartego Boga cisza samotnej nocy cisza bezsennego lęku cisza przekwitniętego bzu cisza niespełnionego oczekiwania cisza spełnionego proroctwa cisza pełzającego fatum cisza wyszeptanej tragedii cisza rozpłakanej komedii cisza olbrzymiej ambicji cisza karlej możliwości cisza zamkniętej powieki cisza spragnionych warg cisza gotowych do krzyku ust cisza rozpuszczonych włosów cisza czerwonoskórna cisza zapisanej kartki cisza fortepianu Chopina cisza symfonii Mozarta cisza kaplicy w bocznej nawie katedry cisza
i tyle słów
które nie mogę opisać 
mojej ciszy 

***************************************************************************

Nic nie czuję. To jest wtedy, kiedy leżysz sobie nad rzeką i zamykasz oczy, a słońce okrutnie próbuje wedrzeć się za zasłonę twojej powieki. Jest bardzo ciemno – potem jest niezwykle jasno – kolory drgające w uniesieniach, oddaleniach i przybliżeniach, w locie i spadaniu; powidoki – i nagle ciemno. Ale to jest już ciemność kosmosu. Wyobraź sobie korytarz, na którego końcu znajdują się drzwi. Idziesz korytarzem bardzo długo – ściany mogą być rubinowe ale niekoniecznie; mogą być też zmyślone – lepiej ich nie dotykać. Udaje ci się dotrzeć do drzwi, otwierasz je, robisz krok i nagle – jesteś w wielkiej, kosmicznej próżni; na jakiejś dziwniej platformie z widokiem na Wszechświat. Na platformie stoi fotel i niewielki stoliczek. Na stoliczku – papierosy z zapalniczką i popielniczka. Usiądź wygodnie. Zapal. Odetchnij. Wokół ciebie przesuwa się kalejdoskop kosmosu. Bardzo powoli i bardzo szybko. Czas jest przeszłością i przyszłością. Teraz – wybuchają gwiazdy, tworzą się czarne dziury, powstają nowe galaktyki; wszystko krąży po okręgu; po elipsie; po okręgu; i znów po elipsie; wybuchają wulkany; przychodzą epoki lodowcowe. Powstają i znikają układy słoneczne. Antymaterie i materie odnajdują swoje przeznaczenia. Gdzieś tam rodzą się dzieci, ktoś kogoś kocha, ktoś kogo nienawidzi; właśnie odkryto trupa; matka zrobiła pomidorową; Grecy spalili Troję, a David Lynch skończył siódmy sezon Twin Peaks; Napoleon wkroczył do spalonej Moskwy zaraz po tym, jak Mojżesz przekazał Żydom treść Dziesięciu Przykazań; kiedyś Kieślowski nakręci o tym film, ale tym czasem premiera ma Sausage Party – wiesz, że to będzie dobry film. 

Ale ja nie czuję nic. Bo w kosmosie jest próżnia. Bo w kosmosie nie ma powietrza. Dlatego w fotelu na dziwnej platformie siedzi mój trup. 

To całkiem wygodne. 
To całkiem niewygodne. 

Rozdwojona jaźń niedoczekanego wiersza. 

1 komentarz: