środa, 12 września 2012

Być człowiekiem to recytować człowieczeństwo


                
Jacek Wójcicki śpiewa Adama Asnyka. 
Cudo!


Czy ja mam coś do powiedzenia? W sumie zbieram się od paru dni nad pewnym tematem. Bardziej mi się zbiera na jakiś esej, felieton. Ale tu też wypadałoby coś napisać. Nie wiem, co wyjdzie z tego, nie mam żadnego pomysłu no to, co tu napisać. Takie lapidaria trochę – wyrwane jakieś myśli moje, z głowy wylatujące lotem komety, z szybkością światła. Gdybym potrafiła malować mój autoportret właśnie tak by wyglądał – moja twarz (to już jest powód do wątpienia w wartość estetyczną dzieła) a nad nią miliony miliardów małych, jasnych punkcików imitujących światło. Bardzo tego nie lubię, kiedy mam jakiś pomysł i nie mogę go zrealizować, bo moje palce nie chcą malować tego, o co je proszę. Bardzo nie lubiące współpracy członki ciała, bardzo.
               
Skończyłam kiedyś tam kiedyś „Panią Bovary” i kilka refleksji zaświeciło mi w głowie. Bardzo uderzyłam się sama, a właściwie to, z jaką łatwością potrafiłam jednoznacznie ocenić bohaterkę – Emmę. Tak po prostu, jakby od niechcenia uznałam, że to ona jest tą złą; że wszystko, co złe, to ona; że powodem jej nieszczęścia jest ona sama i jej egoizm; że tylko ona jest winna tego, że nie potrafiła odnaleźć się w” normalnym życiu”, że ciągle i ciągle i ciągle oczekiwała czegoś więcej, czegoś mocniej, czegoś co byłoby wstrząsem, trzęsieniem ziemi; że kreowała siebie, że stwarzała sobie kogoś, kogo nie było; że grała bez przerwy, bez wytchnienia – żonę, matkę, kochankę… I spisałam ją na straty. Z taką łatwością… teraz się z tego śmieję. Bardzo, bardzo. Dlaczego? Bo pierwszą myślą po skończeniu ostatniej strony zrozumiałam, jak bardzo do Emmy jestem podobna – czy to nie zabawne, że spisałam sama siebie na straty? Według mnie to bardzo zabawne i bardzo prawdziwe. Nie lubimy zauważać w sobie rzeczy, które są niewygodne, które nie pasują nam do naszego wykreowanego pojęcia o sobie samych. Bo człowiek jest takim wspaniałym aktorem. W Gombrowiczowskich dziennikach wyczytałam ostatnio coś takiego: Przecież mój człowiek jest stwarzany od zewnątrz, czyli z istoty swej nieautentyczny – będący zawsze nie sobą, gdyż określa go forma, która rodzi się między ludźmi. Jego „ja” jest mu zatem wyznaczone w owej „międzyludzkości.” Wieczysty aktor, ale aktor naturalny, ponieważ sztuczność jest mu wrodzona, ona stanowi cechę jego człowieczeństwa – być człowiekiem to znaczy być aktorem – być człowiekiem to znaczy udawać człowieka – być człowiekiem to „zachowywać się” jak człowiek, nie będąc nim w samej głębi – być człowiekiem to recytować człowieczeństwo”
(W. Gombrowicz, Dzienniki 1957-1961”)
               
Trochę szokujące, trochę boli, ale prawda i jest szokująca i ma boleć. Ma nas bić. Mamy odczuwać jej działanie i fizycznie i psychicznie. Na wszystkich płaszczyznach. Być człowiekiem to recytować człowieczeństwo. Wyszłam od „Pani Bovary”, a wejdę w „Cierpienia Młodego Wertera”, którego dopiero co skończyłam. Znowu te same obserwację – całą książkę (książeczkę?) narzekałam na Wertera i jego „głupie, niepoważne, pedalskie (????!!!!), nieodpowiedzialne, banalne” zachowania, które powodowały u mnie raczej rozbawienie. I odłożyłam moje piękne, różowe wydanie, odetchnęłam i pomyślałam – jakie masz prawo oceniać Wertera? Ty, która robisz dokładnie to samo, zachowujesz się dokładnie tak samo – jesteś głupia, niepoważna itd. Tylko jeszcze, podkreślam jeszcze, nie palnęłaś sobie w głowę. Są w Tobie emocję – też umiesz je doskonale wyolbrzymić – dokładnie jak kolega Werter. Zapytaj siebie – ile już „końców świata” przeżyłaś? Ile razy płakałaś nad sobą po nocach? Ile razy przeżywałaś jakieś nic nie znaczące słowa, gesty, jakieś zachowania, telefony, wiadomości i rozdmuchiwałaś je do granic niemożliwości? Ile razy byłaś Werterem? Ile razy byłaś Emmą? Kreatorką siebie, tworzycielem własnych emocji, pisarzem własnej opowieści i kompozytorem własnych symfonii. A Ty, drogi czytelniku, o ile taki istniejesz… Ile razy zrobiłeś dokładnie to samo co ja? Wyśmiałeś siebie samego? I kiedy dotrze do nas, że recytujemy samych siebie – że my siebie mentalnie tworzymy i my siebie mentalnie, co tu dużo mówić, udupiamy.  I zakończę „Werterem”: „Tak, jestem tylko wędrowcem, pielgrzymem na ziemi. A wy – czyż jesteście czymś więcej?” – niech to wybrzmi w naszych uszach, jak oskarżenia. Należy nam się. My, wykształceni – do zna spaczeni przez wykształcenie. (znowu Goethe) Kiedyś nas ten świat wypluję, kiedyś zobaczymy, przejrzymy na oczy. I nie mówcie „że to już było”. Wszyscy tak mówili – wszyscy przed wami, a wszyscy przed nami to powtórzą. Bo naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic - aż do końca. (Michał Zabłocki)

1. "Pani Bovary" Gustave Flaubert 
2. "Cierpienia Młodego Wertera" J.W. Goethe

1 komentarz:

  1. Kim tak naprawdę jest człowiek i czym jest człowieczeństwo? Czy jest warte cokolwiek?Warto udawać? Łatwiej to obejść dookoła i udawać, że się nie udaje. Kim jestem? - zwykłam pytać. - Człowiekiem? Nie, nie jestem człowiekiem, nie poczuwam się, nie chcę. Jestem ... dziwnym tworem, zlepem cząstek, który wypadł z przestrzeni i jakoś musi sobie radzić. Byle przeżyć. Olewać ideały, a jednak czegoś poszukiwać. Odrzucać wartości, pragnąc ich. Stwierdzić, że brak celu chciało się uczynić celem. Mówić, że nie obchodzi mnie jutro, oczekiwać go z drżeniem.

    Więc nie wiem kim jestem. Niby chcę wiedzieć, ale sama nakładam sobie klapki na oczy, które się nawarstwiają z dnia na dzień.

    Spojrzałam wtedy na Krzyż. To był Krzyż San Damiano. Prosty znak, który obnaża i dotyka najwrażliwszych nerwów oplatających klatkę piersiową. Kim jesteś Panie? Kim jestem ja? Bo gdy patrzę na Ciebie to wiem, że skoro jesteś Ty, to ja jestem człowiekiem i nie mogę się od tego wymówić. Ile razy uciekałam wzrokiem od tych oczu patrzących na mnie z Krzyża? Kim jesteś Panie, kim jestem ja, że tak się na mnie patrzysz?

    OdpowiedzUsuń