Jacek Wójcicki śpiewa Adama Asnyka.
Cudo!
Czy ja mam coś do powiedzenia? W
sumie zbieram się od paru dni nad pewnym tematem. Bardziej mi się zbiera na
jakiś esej, felieton. Ale tu też wypadałoby coś napisać. Nie wiem, co wyjdzie z
tego, nie mam żadnego pomysłu no to, co tu napisać. Takie lapidaria trochę –
wyrwane jakieś myśli moje, z głowy wylatujące lotem komety, z szybkością
światła. Gdybym potrafiła malować mój autoportret właśnie tak by wyglądał –
moja twarz (to już jest powód do wątpienia w wartość estetyczną dzieła) a nad
nią miliony miliardów małych, jasnych punkcików imitujących światło. Bardzo
tego nie lubię, kiedy mam jakiś pomysł i nie mogę go zrealizować, bo moje palce
nie chcą malować tego, o co je proszę. Bardzo nie lubiące współpracy członki
ciała, bardzo.
Skończyłam kiedyś tam kiedyś „Panią
Bovary” i kilka refleksji zaświeciło mi w głowie. Bardzo uderzyłam się sama, a
właściwie to, z jaką łatwością potrafiłam jednoznacznie ocenić bohaterkę –
Emmę. Tak po prostu, jakby od niechcenia uznałam, że to ona jest tą złą; że wszystko,
co złe, to ona; że powodem jej nieszczęścia jest ona sama i jej egoizm; że
tylko ona jest winna tego, że nie potrafiła odnaleźć się w” normalnym życiu”,
że ciągle i ciągle i ciągle oczekiwała czegoś więcej, czegoś mocniej, czegoś co
byłoby wstrząsem, trzęsieniem ziemi; że kreowała siebie, że stwarzała sobie
kogoś, kogo nie było; że grała bez przerwy, bez wytchnienia – żonę, matkę,
kochankę… I spisałam ją na straty. Z taką łatwością… teraz się z tego śmieję.
Bardzo, bardzo. Dlaczego? Bo pierwszą myślą po skończeniu ostatniej strony
zrozumiałam, jak bardzo do Emmy jestem podobna – czy to nie zabawne, że spisałam
sama siebie na straty? Według mnie to bardzo zabawne i bardzo prawdziwe. Nie
lubimy zauważać w sobie rzeczy, które są niewygodne, które nie pasują nam do
naszego wykreowanego pojęcia o sobie samych. Bo człowiek jest takim wspaniałym
aktorem. W Gombrowiczowskich dziennikach wyczytałam ostatnio coś takiego: „Przecież
mój człowiek jest stwarzany od zewnątrz, czyli z istoty swej nieautentyczny –
będący zawsze nie sobą, gdyż określa go forma, która rodzi się między ludźmi.
Jego „ja” jest mu zatem wyznaczone w owej „międzyludzkości.” Wieczysty aktor,
ale aktor naturalny, ponieważ sztuczność jest mu wrodzona, ona stanowi cechę
jego człowieczeństwa – być człowiekiem to znaczy być aktorem – być człowiekiem
to znaczy udawać człowieka – być człowiekiem to „zachowywać się” jak człowiek,
nie będąc nim w samej głębi – być człowiekiem to recytować człowieczeństwo”
(W.
Gombrowicz, Dzienniki 1957-1961”)
Trochę szokujące, trochę boli,
ale prawda i jest szokująca i ma boleć. Ma nas bić. Mamy odczuwać jej działanie
i fizycznie i psychicznie. Na wszystkich płaszczyznach. Być człowiekiem to
recytować człowieczeństwo. Wyszłam od „Pani Bovary”, a wejdę w „Cierpienia
Młodego Wertera”, którego dopiero co skończyłam. Znowu te same obserwację –
całą książkę (książeczkę?) narzekałam na Wertera i jego „głupie, niepoważne,
pedalskie (????!!!!), nieodpowiedzialne, banalne” zachowania, które powodowały
u mnie raczej rozbawienie. I odłożyłam moje piękne, różowe wydanie, odetchnęłam
i pomyślałam – jakie masz prawo oceniać Wertera? Ty, która robisz dokładnie to
samo, zachowujesz się dokładnie tak samo – jesteś głupia, niepoważna itd. Tylko
jeszcze, podkreślam jeszcze, nie palnęłaś sobie w głowę. Są w Tobie emocję –
też umiesz je doskonale wyolbrzymić – dokładnie jak kolega Werter. Zapytaj
siebie – ile już „końców świata” przeżyłaś? Ile razy płakałaś nad sobą po
nocach? Ile razy przeżywałaś jakieś nic nie znaczące słowa, gesty, jakieś
zachowania, telefony, wiadomości i rozdmuchiwałaś je do granic niemożliwości? Ile
razy byłaś Werterem? Ile razy byłaś Emmą? Kreatorką siebie, tworzycielem
własnych emocji, pisarzem własnej opowieści i kompozytorem własnych symfonii. A
Ty, drogi czytelniku, o ile taki istniejesz… Ile razy zrobiłeś dokładnie to
samo co ja? Wyśmiałeś siebie samego? I kiedy dotrze do nas, że recytujemy
samych siebie – że my siebie mentalnie tworzymy i my siebie mentalnie, co tu
dużo mówić, udupiamy. I zakończę „Werterem”:
„Tak, jestem tylko wędrowcem, pielgrzymem na ziemi. A wy – czyż jesteście czymś
więcej?” – niech to wybrzmi w naszych uszach, jak oskarżenia. Należy nam się.
My, wykształceni – do zna spaczeni przez wykształcenie. (znowu Goethe) Kiedyś
nas ten świat wypluję, kiedyś zobaczymy, przejrzymy na oczy. I nie mówcie „że
to już było”. Wszyscy tak mówili – wszyscy przed wami, a wszyscy przed nami to
powtórzą. Bo naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic - aż do końca. (Michał Zabłocki)
1. "Pani Bovary" Gustave Flaubert
2. "Cierpienia Młodego Wertera" J.W. Goethe
Kim tak naprawdę jest człowiek i czym jest człowieczeństwo? Czy jest warte cokolwiek?Warto udawać? Łatwiej to obejść dookoła i udawać, że się nie udaje. Kim jestem? - zwykłam pytać. - Człowiekiem? Nie, nie jestem człowiekiem, nie poczuwam się, nie chcę. Jestem ... dziwnym tworem, zlepem cząstek, który wypadł z przestrzeni i jakoś musi sobie radzić. Byle przeżyć. Olewać ideały, a jednak czegoś poszukiwać. Odrzucać wartości, pragnąc ich. Stwierdzić, że brak celu chciało się uczynić celem. Mówić, że nie obchodzi mnie jutro, oczekiwać go z drżeniem.
OdpowiedzUsuńWięc nie wiem kim jestem. Niby chcę wiedzieć, ale sama nakładam sobie klapki na oczy, które się nawarstwiają z dnia na dzień.
Spojrzałam wtedy na Krzyż. To był Krzyż San Damiano. Prosty znak, który obnaża i dotyka najwrażliwszych nerwów oplatających klatkę piersiową. Kim jesteś Panie? Kim jestem ja? Bo gdy patrzę na Ciebie to wiem, że skoro jesteś Ty, to ja jestem człowiekiem i nie mogę się od tego wymówić. Ile razy uciekałam wzrokiem od tych oczu patrzących na mnie z Krzyża? Kim jesteś Panie, kim jestem ja, że tak się na mnie patrzysz?