Kraków, 08.01.2015
Kochany A.
Powiedziałeś mi „Napiszę
list.” Ale wiem, że nie zrobisz tego. Widziałam to w Twoich ruchach, kiedy
siadałeś koło mnie na zbyt głębokiej kanapie. Widzisz – ja już na Ciebie nie
czekam.
Przeżyliśmy ze sobą
piękny czas. Wystarczy – teraz ja pójdę górą, a Ty – doliną. Być może zobaczymy
się kiedyś, przez przypadek, wpatrzeni w ten sam wschód słońca lub burze
przychodzącą z zachodu. Ale już nie idziemy razem, nie idziemy razem od dawna.
Wypędziłam ostatnie duchy, które bezlitośnie mieszkały w ciemnościach
żydowskiego cmentarza; przebudziłam je i oddałam im, co do nich tylko należy:
mój strach, smutek, ciemność i oczekiwanie. Oddałam to – i przestały nagle
istnieć. Tak samo, jak my.
Napisałeś kiedyś „Nas
nie będzie.” Masz racje, Miły. Nas nie ma od bardzo dawna, ale dziś umiem to
przed sobą przyznać zupełnie otwarcie i szczerze.
Chciałabym móc zamknąć
naszą przeszłość w pięknej szkatułce z mahoniowego drewna (przypominałaby tą, w
której przechowuje listy od Innych). Włożyłabym tam nas, żeby już nigdy nie
zapomnieć, jacy byliśmy piękni i niewinni zupełnie w swoim gorączkowym trwaniu
przed Nienazwanym.
Ale nie zrobię tego.
Czas zatrze wspomnienia o nas. Ja pójdę górą, Ty pójdziesz doliną.
Nigdy nie przestanę cię
kochać.
K.