- Straszne to jest.
-Co?
-Posiadanie twarzy.
Zatrzymała
się i spojrzała do lustra. Prawda w jej oczach biczowała ją za każdym razem,
gdy patrzyła na tę dziewczynę po tamtej stronie. Wydawała się jej brzydka,
pozbawiona wszelkiej kobiecej godności, którą Bóg zapewnił Ewie. Strach przed
własną twarzą był realnym lękiem - nie wymyślonym potworem ze skandynawskich
baśni, które z reszta były jej zupełnie obce. W ogóle wszelkie bajki wywoływały
w niej wstręt. Nie potrafiłaby wymienić ani jednej postaci, z którą by się utożsamiała.
Jedynie Minotaur - uwięziony w labiryncie za własną brzydotę i grzech rodziców wydawał się godnym kompanem jej
samotnych nocy, które zataczały się korytarzami coraz to nowszych kręgów
piekielnych, o których nie miała pojęcia. Minotaura odkryła stosunkowo późno -
całe jej dzieciństwo odznaczało się samotnością braku archetypu dla samej
siebie. Zamykała więc powolutku w sobie wszystko i tworzyła własne światy. Nie
pozwalała wkroczyć tam nikomu. Czy ktoś powiedziałby o niej - nieśmiała? Nikt -
bo dla wszystkich byłoby to obrzydliwym kłamstwem, z którym nie umieli by żyć.
I ona o sobie też tak nie mówiła. A jednak - własne ja, które sobie stworzyła nie miało z nią samą nic wspólnego.
- Czy nie masz czasami wrażenia, ze
żyjemy w zbiorowej schizofrenii?